Przygody w dolinie Navojoa, Sonora

Pin
Send
Share
Send

Gdy tylko opuściliśmy lotnisko i bez wielu objazdów, ponieważ są na północy, powiedzieli mi: „wyścig jest już dobrze przygotowany, aby to zrobić”.

Chociaż przed podróżą nie rozmawialiśmy zbyt wiele, miał tylko obietnicę, że przeżyje niezapomnianą przygodę. W każdym razie nie wiedziałem, o co chodzi, nieważne, jak bardzo się starałem, nie mogłem sobie wyobrazić, ile to może być wyścigu ani jak mogą być pozowani, ale miałem się dowiedzieć.

Co z oczu to z serca

Kiedy dotarliśmy do hotelu, spotkaliśmy Jesúsa Bouveta, który prowadzi klub Lobo Aventurismo w Navojoa, i po obejrzeniu roweru, który przywiózł, wiedziałem, że „wyścig” był naprawdę dobrze ustawiony. Razem z Carlosem i Pancho planujemy trasę, harmonogramy i sprzęt niezbędny do wyprawy. W niecałe pół godziny stało się dla mnie jasne, że tutaj oprócz papryczek chili i jęczmienia smakują jak przygoda. Być może to stereotyp, ale ciężko mi było wyobrazić sobie rolnika lub agronoma wysiadającego z ciężarówki - kapelusza i znoszonych butów - żeby wyposażyć się po zęby i pojechać pedałować na swoim rowerze z pełnym zawieszeniem.

Pod radą nie ma oszustwa

Uzgodniliśmy trasę i wszystkie szczegóły logistyczne. Ciężkie rekwizyty: kajaki, liny, rowery górskie i konie, a także drobne szczegóły, krem ​​przeciwsłoneczny, repelenty i akcesoria na każdą wycieczkę. Wtedy pojawiło się pytanie: ilu nas jest? Która mogłaby być następująca: ile osób możemy zmieścić? I to jest to, że kiedy liczyli, mogłem tylko przypomnieć sobie słowa mojego przyjaciela: „wyścig jest dobrze ustawiony”… Nigdy nie widziałem takiego entuzjazmu, naprawdę zaniemówiłem.

Dzień 1 Ujście Moroncarit, raj dla ptaków

Potrzebujemy trzech ciężarówek, aby móc przetransportować osiem kajaków - przeważnie dwu- i trzyosobowych - do portu Yávaros, słynącego nie tylko z sardynek, ale także z naturalnego piękna otoczenia. Zaczęliśmy wiosłować przez labirynt namorzynowy, który jest ostoją dla tysięcy osiadłych i migrujących ptaków morskich, setek brant, czapli, żurawi, pelikanów biało-brązowych, kaczek (jaskółki i łyse), warzęch różowych, różnych gatunków mew, fregaty i kurki morskie trzepoczą w każdym zakątku tego miejsca. Nigdy nie widziałem razem tylu ptaków. Wiosłowanie na otwartych odcinkach namorzynów nie jest zbyt techniczne, ale po drodze są gałęzie, na których trzeba manewrować precyzyjnie, nie tylko ze względu na ryzyko wciągnięcia między gałęzie, ale także dlatego, że najmniejsze zamieszanie może sprowokować atak około 5000 komarów, co nie jest zalecane. Aby móc zobaczyć ptaki, ważne jest, aby wiosłować w ciszy, w przeciwnym razie zbliżenie się jest prawie niemożliwe.

Tak nam się spodobało to piękne miejsce, że zdecydowaliśmy się przetrwać „godzinę szczytu” - w której wszystko dominują komary - aby być świadkiem zachodu słońca, który w tym regionie jest prawdziwym widowiskiem. Nawiasem mówiąc, pasja, z jaką Spiro rejestrował zachowanie tej różnorodności ptaków, jest naprawdę zaraźliwa, do tego stopnia, że ​​wszyscy walczymy o użycie jego zapasowej lornetki, ponieważ nie puszcza lornetki ani przez pomyłkę, i to wszystko. Jego skrupulatne badanie - do tej pory zarejestrował 125 gatunków ptaków - pozwoliło zaangażować sektor biznesowy Huatabampo do utworzenia Fundación Mangle Negro, AC

Dzień 2 W poszukiwaniu lwa morskiego

Następnego ranka wstaliśmy wcześnie, aby wrócić do tego samego portu, tym razem, aby popłynąć morzem w poszukiwaniu lwa morskiego, który sezonowo zamieszkuje te wybrzeża. Chociaż są to małe wilczury, są bardzo atrakcyjne ze względu na towarzyskie zachowania, które te ssaki wykazały w obecności ludzi. Wiosłowaliśmy wzdłuż spalonego mostu i obok klifów, które często odwiedzają, ale bez powodzenia. Następnie Spiro powiedział: „nie ma mowy, chodźmy na plażę, aby zobaczyć, czy są tam głupie ptaki”, co nie wydawało się zbyt obiecujące, ale wkrótce wyszedłem z błędu. Gdy podeszliśmy bliżej, zacząłem dostrzegać miejsce na plaży, które wydawało się rozciągać na około 50 lub 60 metrów. Rzeczywiście było tam wiele ptaków, setki, może tysiąc i ku mojemu zdziwieniu nie był to nasz cel. Kilka kilometrów później znaleźliśmy się przed dużym płatem o długości około 400 metrów, utworzonym przez kormorany i głuptaki. Pancho powiedziała mi, że tam na mnie czekają, bo jak tylko postawię stopę w piasku, odlecą i tak było, jak tylko wylądowałem, stada od 100 do 200 ptaków od razu zaczęły startować jeden po drugim w spektaklu bez porównania. Po kilku minutach plaża była pusta.

Mimo przeciwnego nam prądu, który utrudniał nam powrót, wciąż zatrzymywaliśmy się, aby obserwować gniazda ostrygojadów, które bardzo dobrze zakamuflowane znajdują się kilka metrów od brzegu. Zaraz po przyjeździe spotkaliśmy rodzinę delfinów żerujących na plaży, co z rozmachem zakończyło wyprawę.

Najwyższy szczyt w dolinie
Każdy miałby dość porannego wiosła, ale wejście na najwyższy szczyt doliny było już zaplanowane, więc po dobrym posiłku udaliśmy się do Etchojoa, gdzie wyróżnia się samotne pasmo siedmiu szczytów: Bayajórito, Moyacahui , Junelancahui, La Campana, Oromuni, Totocame i Babucahui, wśród których Mayocahui jest najwyższa (150 m wysokości), choć nie stanowi dużego wyzwania, widok ze szczytu jest tego wart. Góra jest pełna różnych typów kaktusów i mesquite, które są wykorzystywane przez różne gatunki ptaków, takie jak dzięcioł pustynny, jaskółka błękitna, pręga północna i najwyższy drapieżnik powietrzny, sokół wędrowny.

Dzień 3 Koń ze stali

Pomysł, by farmer w spodenkach z lycry pedałował na rowerze górskim był wciąż trochę dziwny, ale Jesús i Guillermo Barrón nie mogli dłużej znieść chęci, by „dać mi policzek” na szlakach, które sami wytyczyli w Rancho Santa Cruz. Kto by pomyślał, że Memo jest mistrzem stanu i jednym z najwybitniejszych krajowych zawodników w kategorii mistrzowskiej? Innymi słowy, przyjaciel bardzo mocno w to uderza. Generalnie wykorzystują luki pozostawione przez bydło podczas przejścia przez góry, które należy okresowo pielęgnować, bo choć tu chwast nie rośnie jak na południu republiki, zderzenie z mesquite lub jakiś rodzaj Cactaceae mogą stać się najgorszym koszmarem każdego rowerzysty. Krajobraz zmienia się dramatycznie wraz z porami roku, więc tory są zawsze inne. W porze deszczowej zieleń wybucha na każdym rogu; a podczas suszy brązowe gałęzie stapiają się z kolorem ziemi i na szlakach łatwo się zgubić. Spiro i ja spędziliśmy dużo czasu, próbując znaleźć ślady jubileuszowego szlaku, w którym poszli inni. To było bardzo dziwne uczucie, bo mogliśmy ich słyszeć, ale ich nie widzieliśmy, to było tak, jakby były zakamuflowane pędzlem.

Dzień 4 i 5 Sekret San Bernardo

W tym momencie wyjazdu byłem przekonany, że region ten oferuje przygodę na każdy gust, ale nie wiedziałem, że czeka mnie jeszcze jedna niespodzianka. Carlos opowiadał mi wiele o pięknie San Bernardo, na północ od Álamos, prawie na granicy z Chihuahua. Po kilku godzinach jazdy ciężarówka z Lalo, Abrahamem, Pancho, Spiro i mną zatrzymała się w końcu przed Divisadero Hotel, w centrum San Bernardo, gdzie czekali już na nas Lauro i jego rodzina. Po obiedzie rozpoczęła się wyprawa. To był raj niesamowitych formacji skalnych! Kiedy wróciliśmy do hotelu, już w towarzystwie władz miasta zorganizowali dla nas pieczeń wołową. Następnego dnia wyruszyliśmy, jedni konno, inni na mułach, przez kanion zwany Los Enjambres, który jest prawdziwym widowiskiem.

Tym wyjazdem zakończyła się nasza podróż, bardzo wdzięczna za wspólne spędzenie niezapomnianych chwil z tymi, którzy nas powitali i pokazali nam ten w 100% meksykański raj dla poszukiwaczy przygód.

TRASY DLA PRZYGODÓW

Klub Lobo Aventurismo może przygotować tydzień pełnej akcji:

poniedziałek
Kajak, rower szosowy, górski lub serwisowy.

wtorek
Medytacja, ostateczna przygoda.

środa
Kolarstwo górskie na pobliskich trasach i szlakach.

czwartek
Kajak, rower szosowy lub górski lub konserwacja.

piątek
Podejście na wzgórze El Bachivo.

sobota
Sierra de Álamos na rowerze lub epicka wycieczka (od 5 do 12 godzin).

niedziela
Wyścigi rowerów szosowych lub górskich lub Moto Trial.

Pin
Send
Share
Send

Wideo: QUIÉN TIENE QUE DAR LA CARA POR NAVOJOA? (Może 2024).